Czy na siłowni można schudnąć?

Czy na siłowni potrzebuję trenera osobistego?

„Tak. Jest źle. Aż tak źle ze mną nie było. Muszę coś ze sobą zrobić.” Widzisz po Facebooku i Instagramie, że chyba jednak na siłowni można schudnąć. Nadszedł moment, kiedy dochodzisz do wniosku, że TEN poniedziałek to już jutro. Już od dawna wiesz, do której siłowni będziesz chodzić, trzeba tylko pójść kupić karnet. Prościzna. Tylko co dalej? Od pewnego czasu obserwujesz filmiki motywacyjne w mediach społecznościowych różnych fit maniaków. Masz świadomość, że nigdy nie będziesz wyglądać jak oni, ale chcesz może chociaż w ćwierci się do nich upodobnić. Ok, kupujesz nowe buty i koszulkę do ćwiczeń. Może nie z najnowszej kolekcji topowych marek sportowych, bo ich ceny sięgają granic absurdu, ale na szczęście są outlety. Patrzysz w lustro, nie jest źle, może koszulka powinna być luźniejsza, ale przecież za chwilę będzie. Ready? Steady? Go…

 

 

Pierwszy dzień w siłowni

Wreszcie przekraczasz próg klubu fitness jako jego prawowity członek. Miła dziewczyna na recepcji proponuje jakąś przedtreningówkę. Hmmm, może następnym razem. (Co to do cholery jest?). Wchodzisz do szatni, no tak trzeba się rozebrać. Jest to odrobinę krępujące, jak patrzysz na umięśnione ciała innych członków, z ewidentnie dłuższym stażem. I czemu oni są wszyscy tacy opaleni??? Czy oni w ogóle pracują? Czy pół życia spędzają na wakacjach? A może pracują w solarium? Ok, to ja już wolę swoje biuro. Szybciutko zmieniasz ciuchy i planujesz następnym razem przebrać się w domu, w sumie po co tracić na to czas w siłowni.

Jezu, tylko czemu Ci się tak ręce pocą i serce wali, przecież jeszcze nawet nie zacząłeś ćwiczyć? Dobra przyznaj się, trochę się stresujesz…

Wchodzisz na salę ćwiczeń

I co teraz? Przewijają Ci się w głowie filmiki szalonych, wcześniej wspomnianych fit maniaków, tylko nie za bardzo wiesz jak się za to wszystko zabrać? Najbardziej przyjazna wydaje się być bieżnia, tylko czy warto było się aż tak angażować, żeby pójść na spacer? Ok, dziś delikatnie – od czegoś trzeba zacząć – niech będzie ta bieżnia. Po 10 minutach zaczynasz się pocić, maksymalnie jeszcze 5 minut i fajrant na dzisiaj. Rozciągać się czy nie? Coś tam pamiętasz z lekcji WF-u, ale może lepiej zrobić to w domu, bo i tak masz wrażenie, że wszyscy na Ciebie patrzą. Uffff, pierwszy dzień za Tobą.

Budzisz się następnego dnia i ku ogromnemu zaskoczeniu nie masz zakwasów. A wszyscy Cię tak ostrzegali, że nie wstaniesz z łóżka. Pierwsza myśl – jesteś w całkiem dobrej formie. Ale druga, mniej optymistyczna refleksja – może coś nie tak było z tym treningiem? Tylko co?

_______________________________________________________________________

Zbierałam się do napisania tego artykułu przez długi czas. Podczas pracy z podopiecznymi często widzę „świeżych członków fitness klubu”, którzy nie do końca radzą sobie nawet z obsługą owej „przyjaznej” bieżni. Byłam świadkiem, a nawet siłą rzeczy uczestnikiem sytuacji, kiedy to pani o mało nie odleciała z bieżni, gdyż – zakładam – niechcący nagle ustawiła sobie prędkość sprintu o czym nie poinformowała swoich kończyn dolnych. Miała kobieta szczęście, że byłam obok i błyskawicznie zareagowałam wyłączając urządzenie (no bo po cóż przypinać do odzieży zainstalowane na bieżniach zabezpieczenie…).

Często też widzę młode dziewczyny, które nie potrafią poprawnie schylić się po sztangę, co dopiero mówić o martwym ciągu czy przysiadzie.

Czego nie robić na siłowni?

Po pierwsze, aby wysiłek fizyczny miał sens – musi się w ogóle odbyć. Ale, już poważnie – postaram się zebrać po krótce czego się wystrzegać podczas wizyty w siłowni.

1. Nie korzystaj z urządzeń, których nie potrafisz obsługiwać. 

Mam tu na myśli zarówno maszyny aerobowe, jak i maszyny do treningu oporowego. Nieumiejętne ustawienie może pogłębiać błędnie wykonywany wzorzec ruchowy co może przyczynić się do problemów zdrowotnych.

2. Naśladowanie innych. 

Bez względu na to, czy jest to inny ćwiczący w danej siłowni, czy internetowy trener nie polecam akcji pt. „wydaje mi się, że dobrze robię”. Po pierwsze nie masz pewności czy osoba, którą podpatrujesz rzeczywiście dane ćwiczenie wykonuje poprawnie. Po drugie nawet jeśli technika tej osoby jest bez zarzutu, nie koniecznie Ty robisz to dobrze. Pół biedy, jeśli intuicyjnie uda Ci się w miarę prawidłowo powtórzyć podpatrzony wzorzec ruchowy. Ale przeważa opcja patologicznego „kaleczenia” danego ćwiczenia. Świadomie wykonany trening to podstawa sukcesu. Bez planu, ładu i składu można jedynie nabawić się kontuzji, przy odrobinie szczęścia – stracić tylko czas.

3. Na początku nie sięgaj po duży ciężar. 

Praca z obciążeniem to wyzwanie i tak powinno być. Jednak nie warto ryzykować, że robisz coś wbrew biomechanice. W pierwszej kolejności należy postawić na prawidłowe wykonywanie ćwiczenia, a nie walkę z dużym ciężarem. Wypracowanie odpowiedniej techniki pozwoli Ci w przyszłości na przekraczanie granic własnych możliwości. Powiadają, że są one jedynie w Twojej głowie…

4. Wykonywanie na każdym treningu identycznych ćwiczeń. 

Po pierwsze – jest to nudne. Trening powinien dostarczać pozytywnych doznań, być przyjemnością, atrakcją, a nie zajęciem monotonnym. Poza tym nasz organizm bardzo szybko adoptuje się do konkretnego wysiłku, dlatego bez zmiany planu treningowego przestaje on być skuteczny. I tutaj kreatywny trener może zaproponować Ci zindywidualizowaną ofertę treningową.

5. Pomijanie niektórych grup mięśniowych. 

Na pewno kojarzysz mężczyzn o mocno rozbudowanej muskulaturze górnych partii ciała – klata, plecy, bary, biceps, triceps w koszulkach praktycznie nie zasłaniających torsu. Zwróć uwagę na ich nogi. Niestety często wykonują oni podczas treningu tzw. „zestaw imprezowy”, pomijając największe grupy mięśniowe zlokalizowane na kończynach dolnych. Jest to duży błąd. Ważne są wszystkie partie mięśniowe i równomierny ich rozwój. Oczywiście rozsądny trening powinien się opierać o „wyrównanie niedociągnięć sylwetki”, ale żądna z grup mięśniowych nie może dominować.

6. Nie wstydź się prosić o pomoc. 

Oczywiście najlepiej udaj się do kompetentnej osoby, która pomoże Ci w treningu. W grę oprócz efektywności wysiłku fizycznego, wchodzi przede wszystkim Twoje bezpieczeństwo. Każdy kiedyś zaczynał. Nawet Schwarzenegger i Chodakowska. Dlatego warto umówić się na konsultację z trenerem osobistym.

I z tego miejsca apel – ludzie, jeśli zaczynacie zgłoście się do trenera personalnego, który ma odpowiednie kwalifikacje. Jest to inwestycja w Wasze zdrowie. Jeden z moich podopiecznych świetnie to ujął, że „woli wydać teraz na trenera niż w przyszłości na ortopedę”.